wspólne dzierganie i czytanie

Ha! Wygląda na to, że w jednym poście będą dwie akcje. 

Zanim jednak pojawią się zdjęcia - horror dziewiarki. 
W ubiegłym tygodniu Mąż mój szanowny miał urlop, ja natomiast pokornie podreptałam do pracy. Koło południa zadzwonił do mnie (na telefon służbowy) i głosem, którego wolałabym nie pamiętać, powiedział: "Kochanie, stała się rzecz straszna". - Nogi się pode mną ugięły, ale dałam mu szansę na rozwinięcie tematu. - "Bo Ty sobie coś dziergasz... i zostawiłaś robótkę w salonie, na kanapie... a moje spodnie mają rzepy... i Twoja robótka przyszła za mną do kuchni... i chyba coś Ci sprułem, bo to w kuchni wygląda jak rękaw".
Wierzcie lub nie, w połowie wypowiedzi pokładałam się ze śmiechu. A jednocześnie, co muszę przyznać, rozczuliło mnie, że mój Mąż tak się przejął ewentualnym spruciem robótki.
To, co jako domniemana czapka "poszło" z nim do kuchni, to czapka dla mojej siostrzenicy, którą dziergałam, prując jednocześnie pierwszą wersję Harvesta.

Dziś skończyłam do niej otulacz. I tak wyglądają sobie w komplecie. 

Dane techniczne:
druty: KP 4,0
włóczka: Tobiane, Cheval Blanc, kolor: Bon Bon

A ponieważ czapkę skończyłam jeszcze w listopadzie, zgłaszam ją jako listopadową do akcji Korespondentki.

Oliwka czapkę już mierzyła, ale koniecznie muszę jej zrobić sznureczki, bo nic i nikt nie jest w stanie jej przekonać, by czapa została na główce.

Teraz czas na książkę. Zdjęcie w "trójkącie" z czapką i otulaczem, bo nie wpadłam, by było solo.

Zdjęcie marne, bo padł mi aparat i posłużyłam się komórką. "Córka piekarza" Sarah McCoy jest piękną historią, rozgrywającą się nie tylko w dwóch planach czasowych, ale także na dwóch kontynentach. Z jednej strony mamy mieszkającą w USA Rebę Adams, dziennikarkę, która próbuje poskładać swoje życie, nie wracać do wydarzeń z przeszłości; z drugiej zaś nastoletnią Elsie Schmidt, której przyszło żyć w czasie II wojny światowej. Każda z nich ma swój sekret i trudne doświadczenia, jednak ich spotkanie sprawi, że niesamowita historia wyjdzie w końcu na jaw.

Zanim druty ostygną, wrzucę na nie jeszcze czapkę dla siostry. O niej pewnie następnym razem...

Komentarze

  1. Historia o robótce, która poszła za Twoim mężem do kuchni, jest przezabawna :) A komplecik śliczny. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) a z tej historii śmiałam się przez cały dzień

      Usuń
  2. Straszną rzeczą mąż mógł Cię przyprawić o zawał:)
    Dobrze, że ocalałaś:)))
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, że szybko przeszedł do sedna, bo inaczej pewnie bym padła ;)

      Usuń
  3. Fajny komplecik a historia mrożąca krew w zyłach:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, pełny dramatyzm tej historii rozumieją tylko dziergaczki...

      Usuń
  4. Fajnego masz męża :-) Biedny tak się przejął...
    Śliczny komplet :-) Moje dzieci też nigdy nie lubiły czapek :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, no mam :) w dodatku sam mi kupuje druty i ciągnie czasem do pasmanterii lub pokazuje nowe stronki w Internecie.
      Ja sama też czapek nie lubiłam, przeprosiłam je, jak mi kiedyś porządnie łepetynkę przewiało... Pozdrawiam

      Usuń
  5. Wbrew pozorom mężowie zwracają uwagę na to co robimy.pozdrawiam Monika

    OdpowiedzUsuń
  6. Komplecik jest cudny! W sam raz dla małej damy. Takiego męża to można tylko pozazdrościć ;-) Nie dość, że przejął się sprutą robótką to jeszcze zabiera Cię do pasmanterii. Książka zapowiada się ciekawie, więc trafia na moją listę "do przeczytania". Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, a książkę z czystym sercem mogę polecić :)

      Usuń
  7. Uwielbiam czapki z warkoczami już myślę o kolejnej dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie jesteś mistrzynią warkoczy, więc myślenie o kolejnej czapce wcale mnie nie dziwi :)

      Usuń
  8. Robiłam podobną czapuchę, ale poległam. Czapa okazała się bezkształna. Najlepiej polegać na własnych wyliczeniach ;) Cudny komplecik ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość czapkowych wzorów jest dla mnie tylko "bazą", bo w przeciwnym razie wychodzą jakieś "worki na ziemniaki" ;)

      Usuń
  9. Już teraz wiem, co miałaś na myśli mówiąc o "wędrującej robótce":) Te nasze druty , to jest niezwykle emocjonujące zajęcie , przekrój emocji od złości , przez bezsilność i euforię oraz zatracenie i na ogłupiającym śmiechu kończąc:) Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  10. załatwił sprawę po męsku, wiedział co robótka dla ciebie znaczy....

    OdpowiedzUsuń
  11. Historia wędrującej robótki szczerze mnie rozbawiła :) Mąż pewnie też przeżył chwile stresu :) A komplecik jest przeuroczy :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Potrafi Twój Mąż napięcie dozować :-) A komplecik ma ładny kolor :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ależ fantastyczna historia! :) Ale to pozytywne, że tak się przejął :)

    OdpowiedzUsuń
  14. No super - mój to się nie przejmuje tylko zwija wszystko nie patrząc na zlatujące z drutu oczka - Twój mąż jest bardzo wyrozumiały !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze odwiedziny i ciepłe słowa - dodają skrzydeł :)

Popularne posty z tego bloga

czasem praca to nie tylko praca...

pierwsza chusta